Chcę komuś pomóc
Potrzebuję pomocy
Strefa wiedzy
autorDominika Filipowicz
Nie pozwolę Ci zniknąć – recenzja
Grzegorz Zalewski, Nie pozwolę ci zniknąć, Wydawnictwo Lina, Warszawa 2021.
Żałoba to jedno z najbardziej indywidualnych przeżyć, z którym każdy mierzy się na własny sposób. Niektórzy nie są w stanie przestać płakać, a dla innych łzy są czymś nieosiągalnym.
Są tacy, co wracają do „normalności” stosunkowo szybko, dla innych codzienne zobowiązania stają się czymś niewyobrażalnie przytłaczającym. Powstało wiele książek analizujących proces żałoby, a badacze podzielili ją na konkretne etapy i typy mające ułatwić scharakteryzowanie samego zjawiska. Jednak żadne modele nie są perfekcyjne, a żałoba pozostaje jednym z najbardziej granicznych doświadczeń dostępnych człowiekowi.
Zalewski w swojej książce nie próbuje udawać, że jego doświadczenie żałoby jest uniwersalne. Wręcz przeciwnie, podkreśla jego głęboką personalność. Rysuje przed czytelnikami wizję tego jak traumę po samobójczej śmierci syna odczuwa ojciec: jak próbuje poradzić sobie z tym, co dla innych jest niewyobrażalne. Autor tytułuje nawet tak jeden z rozdziałów Gdy wyobraźnia zawodzi. O tym właśnie jest jego książka. O próbie ujęcia w słowa niewyrażalnego. „Co więcej często okazuje się, że nie ma znaczenia kogo straciliśmy. To zupełnie nie podlega wartościowaniu. […] Każdy ból będzie odmienny i każdy może być bezgraniczny” – mówi autor we wstępie do książki. Nie znajdzie się tutaj prostych odpowiedzi, nie ma „recepty” na to jak poradzić sobie ze stratą. Autor nie twierdzi, że po upływie roku od śmierci syna jest mu łatwiej, jest po prostu inaczej, a on powoli uczy się żyć ze świadomością, że zdarzył się jego mały, osobisty koniec świata i nic go nie odwróci. Życie po końcu świata nigdy nie będzie takie samo, mówi Zalewski, nigdy nie powróci się do tego, jak kiedyś odbierało się rzeczywistość. Ale można nauczyć się trwać dalej, zacząć dostrzegać elementy których kiedyś się nie widziało, przedefiniować priorytety.
Lektura książki Grzegorza Zalewskiego stanowiła dla mnie doświadczenie wyjątkowo przejmujące. W recenzjach staram się unikać bezpośrednich deklaracji odnośnie moich uczuć. Próbuję zachować pozycje na tyle bezstronną, na ile jest to możliwe. Analizuję przecież dzieła kultury z perspektywy suicydologicznej, zastanawiając się na tym w jaki sposób ukazują zjawisko samobójstwa. W przypadku tej książki nie jestem w stanie zachować neutralności. Dogłębnie poruszyło mnie opisane przez autora doświadczenie ojcowskiej żałoby. Chociaż Autor w swojej książce skupił się głównie na własnych emocjach, a postać jego syna, Ulissesa ujawniała się raczej pomiędzy słowami i tak łatwo nawiązać więź z tym chłopakiem, którego już nie ma, a który słuchał takich samych zespołów jak ja i który był w moim wieku. Ciężko po przeczytaniu tej książki nie zacząć patrzeć inaczej na ptaki, które były tak istotne dla syna Autora, a następnie stały się jednym z elementów ułatwiających ojcu przerwanie przytłaczającej codzienności. Trudno nie zacząć słuchać piosenek, które kiedyś należały do ulubionych utworów mojego rówieśnika, a które później jego ojciec puszczał godzinami w trakcie samotnych przejażdżek samochodem.
Nie pozwolę ci zniknąć to historia zakorzeniona w osobistym doświadczeniu autora. Jednocześnie jednak Zalewski łączy swoje intymne wyznania z odniesieniami do badań naukowych lub różnych psychologicznych teorii dotyczących funkcjonowania żałoby. To uzupełnianie swoich przeżyć naukową podmurówką, które zdawać się może zagraniem dość niebezpiecznym, bo mogącym prowadzić do dziwnego pomieszania dwóch stylów, tutaj sprawdza się idealnie. Badawcze teorie zderzają się z personalnym doświadczeniem i nagle okazuje się, że przeróżne psychologiczne modele nie koniecznie są w stanie opisać skomplikowane emocje człowieka w żałobie. W rozdziale Nienazwane Grzegorz Zalewski pisze „Nie ma słów, które w jakikolwiek sposób mogą wyrazić to, co czuje rodzic opuszczony, osierocony, owdowiały przez dziecko.” Podczas gdy kobieta może być wdową, a mężczyzna wdowcem, nie ma w języku określenia na rodzica, który stracił swoje potomstwo. Jakby słowa nie były w stanie pomieścić bólu związanego z taką śmiercią. Zalewski twierdzi, że tak jak dziecko jest osierocone w momencie śmierci rodzica, tak samo sierotą staje ojciec, gdy musi pochować swojego syna.
Jak pisze Justyna Wicenty: „Grzegorz Zalewski uchyla drzwi do świata męskiej żałoby i odkrywa przed nami kulisy straty, którą spowija społeczno-kulturowe tabu”. Stereotypy zakorzenione wokół męskości oraz roli mężczyzny w społeczeństwie często odbierają im prawo do okazywania emocji, odczuwania bólu i smutku. Istnieje fałszywy mit, że ojciec na pewno jakoś sobie poradzi, to matka cierpi prawdziwe katusze. Grzegorz Zalewski w swojej książce mówi: to wcale tak nie wygląda. Rozpacz po śmierci dziecka jest niezależna od płci i każdy inaczej radzi sobie z przytłaczającym poczuciem straty.
Widać to bardzo wyraźnie na przykładzie autora i jego żony. Chociaż wspierają się wzajemnie po samobójstwie syna ich sposoby przeżywania żałoby są radyklanie odmienne, wręcz ze sobą sprzeczne. Autor wycofuje się w głąb siebie, nie odbiera telefonów i unika rozmów ze znajomymi. Nie poszukuje pocieszenia wśród ludzi – zamiast tego wychodzi na długie, wielogodzinne spacery i fotografuje ptaki. Praca inwestora giełdowego, która dotychczas dawała mu radość, nagle wydaje się całkowicie pozbawiona znaczenia. Świat profesjonalistów z ich garniturami i sztucznymi uśmiechami nie jest w stanie odpowiedzieć na traumę ojca, którego syn popełnił samobójstwo. Dlatego autor pocieszenia szuka w naturze, w robieniu zdjęć ptakom, które były tak ważne dla jego syna. Teraz wykresy giełdowe tracą znaczenie, liczy się trwanie bez ruchu przez dwadzieścia minut i oczekiwanie na to, by uchwycić na fotografii konkretny gatunek ptaka. Grzegorz Zalewski w pewnym momencie mówi o tym, że to nie prawda, że żyje się tylko raz i tylko raz umiera. Bo umiera się także w momencie śmierci swojego dziecka. Ale potem trzeba żyć dalej i na nowo próbować przystosować się do codzienności. Żałoba Zalewskiego jest cicha i raczej samotna, kiedy płacze to na spacerze lub w samochodzie słuchając muzyki ze Spotify’a swojego syna. Nie szuka znaków, nie poszukuje sensu kryjącego się za śmiercią Ulissesa, nie żywi przywiązania do jego rzeczy osobistych. Wybór urny pozostawia żonie, a na grób z własnej woli w ciągu roku od samobójstwa syna idzie tylko trzy razy. Cierpienie autora nie wpisuje się kulturowy schemat przypisany żałobie, nie manifestuje się w „znakach” takich jak czarne ubranie. Między ojcem a zmarłym synem tworzy się delikatna relacja oparta na próbie utrzymania pozoru codziennej bliskości – Zalewski pisze wiadomości do Ulissesa na Messengerze, aby ikonka z jego zdjęciem utrzymywała się na górze czatu, słucha piosenek na jego playlistach na Spotify, tak jakby nigdy nie znikł, jakby wciąż był obok. W żałobie Zalewskiego nie ma „głośnych” wyrazów bólu, chociaż każde słowo jest bólem.
Jednocześnie autor zaczyna rozumieć coś, co kiedyś było dla niego całkowicie obce. Pierwszy rozdział książki został zatytułowany Ostatni Uścisk. To tutaj Zalewski pisze o tym jak poznaje znaczenie przyjacielskiego uścisku, zaczyna zdawać sobie sprawę z tego jak wiele wsparcia można wyrazić tym prostym gestem. Autor kiedyś nie lubił przytulać ludzi spoza rodziny, ale po śmierci Ulissesa, w momencie w którym nie było słów na to by opisać ogrom straty, zrozumiał, że czasem uściskiem można wyrazić więcej niż pozwala na to język.
Żona Zalewskiego mierzy się ze stratą w odmienny sposób: potrzebuje bliskości przyjaciół, rozmów przez telefon. Podczas gdy jej mąż nie może usiedzieć w domu i udaje się na długie spacery, ona czuje niepokój gdy musi opuścić mieszkanie. Poszukuje czegoś, co pozwoliłoby jej zrozumieć dlaczego jej syn podjął taką decyzję. Dlatego nieustannie dopatruje się znaków, świadczących o tym, że Ulisses jest gdzieś blisko. Przedmioty należące do syna, które dla autora książki nie mają aż tak emocjonalnego znaczenia, dla niej przedstawiają sobą niewyobrażalną wartość. To ona wybiera urnę i zajmuje się formalnymi sprawami pogrzebu.
Bardzo ciekawy jest rozdział Na krawędzi patologii w którym autor zaczyna się zastanawiać nad momentem, w którym żałoba zaczyna być postrzegana jako zjawisko patologiczne. Cytuje nawet książkę, w której jest napisane, że: „Można postawić hipotezę, że trwanie pewnych objawów powyżej 6 miesięcy umieszcza osobę będącą w żałobie w grupie zwiększonego ryzyka przetrwałego upośledzenia socjalnego, psychologicznego i medycznego.” Sześć miesięcy to czas oferowany przez społeczeństwo, kiedy mamy sankcjonowane prawo do dziwnego zachowania, smutku, opuszczania pracy. Autor pyta czy kiedy minie to pół roku, pstryk, mamy nagle być znowu produktywnymi elementami społecznej maszynerii? Dlaczego akurat sześć miesięcy ma wystarczyć na to, by poradzić sobie ze śmiercią bliskiej osoby? Nie da się wymierzyć i zbadać czasu koniecznego na uporanie się z czymś takim. Nie ma tabelki – na śmierć żony dostajesz trzy miesiące, śmierć dziecka sześć, a matki tylko cztery i pół. Każdy przeżywa żałobę tak długo jak tego potrzebuje. Nie oznacza to, że nie powinniśmy próbować zapewnić wsparcia osobie cierpiącej po stracie. Czasem dobrze zadać bezpośrednie pytanie, np. „Jak sobie radzisz?” chociaż wiadomo, że odpowiedzią będzie słowo „jakoś”, a najpewniej „beznadziejnie”, po którym być może nastąpi szerszy opis uczuć. W takim wypadku należy wysłuchać tego co czuje cierpiąca osoba, bez zbędnego przerywania i na pewno bez oceniania. Można przytulić, pozwolić się wypłakać. Dobrze jest wesprzeć w sposób bezpośredni, w codziennych czynnościach którymi osoba nie będzie miała siły się zajmować: przygotować coś do picia i jedzenia, zrobić zakupy, w razie konieczności popilnować dzieci. Często dobrym pomysłem jest to, by ten kto cierpi po stracie bliskiego udał się do specjalisty, gdyż z tak trudnym wydarzeniem bardzo ciężko uporać się samemu.
Żałoba po śmierci samobójczej jest bardzo skomplikowana, gdyż nie dość że jest dojmująco traumatycznym doświadczeniem dla bliskich, wiąże się również z zupełnie odmienną reakcją otoczenia. „W obliczu tego rodzaju śmierci wielu ludziom odbiera mowę. (…) gdy śmierć następuje po długiej chorobie, w wyniku nieszczęśliwego wypadku lub po prostu nagle, wydaje się, że słów, które można wypowiedzieć, by przeżyć smutek wspólnie z bliskimi zmarłego, jest znacznie więcej.” – pisze Grzegorz Zalewski. Przy samobójczej śmierci zawsze gdzieś z tyłu głowy pojawiają się pytania w rodzaju: „dlaczego?”, „jak mogliście nie zauważyć?”. To bardzo obciążające dla rodziny, która nie dość, że musi poradzić sobie ze śmiercią bliskiego, jednocześnie zmuszona jest podołać cichym oskarżeniom często rzucanym przez innych. Dlatego tak ważne jest to, by starać się nikogo nie oceniać i nie obwiniać.
Żałoba po samobójstwie charakteryzuje się m.in poczuciem winy, które pojawia się nawet wtedy, kiedy jest nie uzasadnione. Zalewski w bardzo poetycki sposób opisuje to doświadczenie. Mówi o „ukłuciach”. Ukłucia to te przejmujące pytania, które nagle jak igła wbijają się w głowę. „Czy była w tym jakaś nasza wina?”, „Czy Ulisses czuł się przez nas opuszczony?”, „Czy to, że kupiliśmy glany młodszemu synkowi znacznie wcześniej, niż kupiliśmy kiedyś jemu, w jakiś sposób go zasmuciło?”, „Co mogliśmy zobaczyć?”, „Czego nie usłyszeliśmy?”. Zalewski rozumie jednak, że są to pytania bez odpowiedzi. Bardzo ważnym elementem procesu uporania się z czyjąś śmiercią jest wybaczenie. „Gdy spełniają się najgorsze scenariusze, musimy nauczyć się wybaczać sobie niewiedzę albo to, że nie zadaliśmy właściwych pytań, albo że nie znaleźliśmy odpowiedniej terapii.” – pisze. Moim zdaniem to jedno z najważniejszych zdań z tej książki. Bo tam gdzie jest poczucie winy musi też w końcu pojawić się wybaczenie. A ci którzy zostali muszą zrozumieć, że czasem wszystkiego się nie zobaczy.
Nie pozwolę ci zniknąć to nie jest przewodnik po tym jak powinniśmy przeżywać żałobę, bo nikt nigdy takiego nie napisze – żałobę każdy przeżywa na swój sposób. To nie jest plan ani dopracowana naukowo monografia. To też nie jest pozycja dająca odpowiedzi na wszystkie pytania nurtujące osoby cierpiące po stracie. To osobista opowieść, indywidualny wycinek, który opisuje proces żałoby po śmierci dziecka. Jednak jest w nim coś co może przynieść ukojenie osobom w podobnym stanie. „Zostałem wepchnięty w świat żałoby z zaskoczenia i niespodziewanie. Wiele tygodni po śmierci mojego syna uderzyło mnie, jak wielu ludzi ma przejmujące doświadczenia życiowe, które trzeba zaakceptować, by móc dalej funkcjonować.” – pisze Grzegorz Zalewski we wstępie. Ta książka ma pokazać, że chociaż poczucie straty zdaje się czasem wszechogarniające, chociaż ma się niekiedy wrażenie, że nie da się oddychać, a świat nie rozumie ogromu tego bólu, to jednak można i trzeba dalej żyć. Ukojenie da się znaleźć w rzeczach, o których dotychczas nawet się nie myślało np. w obserwowaniu ptaków. Rozpacz nie musi być wcale dominującym uczuciem żałoby – czasem można próbować zbliżyć się do osoby, która odeszła poprzez jej zainteresowania i hobby i nie przestając tęsknić, próbować znaleźć w tym spokój.