Chcę komuś pomóc
Potrzebuję pomocy
Strefa wiedzy
autorDominika Filipowicz
Zwyczajni ludzie – recenzja
Zwyczajni Ludzie (Ordinary People), reż. Robert Redford, USA 1980.
Film Zwyczajni Ludzie opowiada o rodzinie Jarrettów. Pozornie ich życie przypomina to z amerykańskich magazynów dla gospodyń domowych: mają piękny dom na przedmieściach, utrzymywany w nienagannym porządku przez matkę, Beth, która koordynuje wszystkim z precyzją szwajcarskiego zegarka.
Ojciec, Calvin Jarrett, to odnoszący sukcesy prawnik, wyjątkowo oddany swojej rodzinie. Scenariusz filmu został stworzony na podstawie bestsellerowej powieści Judith Guest o tym samym tytule. Redford umiejętnie przekształcił na medium filmowe tę powolną ale niezwykle przenikliwą powieść, w której autorka poddaje wiwisekcji światek typowej protestanckiej rodziny. Realne życie nigdy nie jest identyczne z tym uwiecznionym na kolorowych fotografiach. Jako odbiorcy szybko orientujemy się, że w poukładanej egzystencji państwa Jarretów tkwi zadra, z którą niezwykle trudno sobie poradzić. Ich najstarszy syn zginął w nieszczęśliwym wypadku, podczas wycieczki ze swoim młodszym bratem, 18. letnim Conradem. Chłopcy pojechali żeglować, a kiedy zerwała się burza stracili kontrolę nad łódką. Młodszy z nich przeżył, starszy nie.
Zwyczajni Ludzie to opowieść o próbie poradzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby. To powolne, ale fascynujące studium rodzinnego przepracowywania traumy. Śmierć jednego z chłopców nieustannie oddziałuje na Jarretów: każdy na swój sposób usiłuje poradzić sobie ze stratą i poczuciem winy. Matka stara się ukryć ból po stracie dziecka pod natłokiem codziennych obowiązków. Ojciec skupia całą uwagę na tym, aby wesprzeć swoją żonę i żyjącego syna, przez co zapomina o sobie. Conrad nie jest w stanie znieść myśli o śmierci swojego brata, przez co popada w coraz głębszą depresję i ostatecznie podejmuje próbę samobójczą.
Conrad usiłuje poradzić sobie z przytłaczającym poczuciem niesprawiedliwości. Buzuje w nim plątanina sprzecznych emocji. Z jednej strony obwinia się za to, że nie udało mu się uratować brata. Z drugiej zaś obwinia starszego brata o to, że ten nie zdołał wdrapać się na łódkę, chociaż powinien być od niego silniejszy. Poznajemy Conrada w momencie, w którym wraca do domu po miesięcznym pobycie w szpitalu psychiatrycznym. Wsparcie oferuje mu jedynie ojciec. Matka przeciwnie, oczekuje od niego, że będzie w stanie utrzymywać pozory normalności równie mistrzowsko co ona. Kobieta wychodzi z założenia, że tak długo jak będzie milczała, uśmiechała się, sprzątała i żyła w sposób identyczny z tym sprzed śmierci jej syna, nikt się nie zorientuje jak bardzo cierpi. Dlatego z trudem znosi Conrada, który nie jest w stanie uczestniczyć w jej spektaklu normalności.
Warto zwrócić uwagę na sposób w jaki przedstawiono sytuację osoby, która wraca do domu po próbie samobójczej. Nie tylko matka, ale wiele osób z otoczenia Conrada oczekuje od niego, że będzie tak jak wcześniej, uczestniczył w zajęciach szkolnej drużyny pływackiej, spotykał się z przyjaciółmi, rozmawiał spokojnie i bez nadmiernych emocji. Że będzie zachowywał się tak, jakby śmierci jego brata oraz jego własnej próby samobójczej wcale nie było. Chłopiec stara się udawać, że wszystko wróciło do normy, ale ból jest zbyt głęboki. Conrad nie potrafi nawiązać relacji z matką, która sama boryka się ze swoją żałobą i nie jest w stanie zapewnić mu wsparcia. Pozostaje zimna i nieprzystępna. Sytuacja chłopca niewiele się różni od tej, w której tkwił przed próbą samobójczą. Możemy podejrzewać, że gdyby ostatecznie nie otrzymał wsparcie psychologicznego, mógłby podjąć próbę samobójczą po raz kolejny. Na szczęście tak się nie dzieje.
W przypadku Zwyczajnych Ludzi ważny jest również kontekst historyczny. Należy pamiętać, że akcja filmu rozgrywa się w Ameryce lat ‘80. Wtedy podejście do zagadnienia zdrowia psychicznego wyglądało zupełnie inaczej niż współcześnie. Oczywiście, proces destygmatyzacji zaburzeń psychicznych jeszcze się nie zakończył, wciąż wiele jest do poprawy, ale w latach ‘80 sytuacja wygląda znacznie gorzej. Ludzie z otoczenia Conrada traktują go z pewną dozą strachu. Nie potrafią pojąć jak to możliwe, że podjął próbę samobójczą i spędził miesiąc w szpitalu psychiatrycznym. Również nauczyciele nie wiedzą jak zareagować na jego stan – trener grupy pływackiej uważa problemy psychiczne Conrada za wymówkę, a jego próbę samobójczą za nastoletni wybryk. Nie oznacza to, że chłopiec wcale nie otrzymuje wsparcia. Jego ojciec nieustannie próbuje mu pomóc. Ale sam jest zagubiony i chociaż okazuje Conradowi swoją miłość, nie potrafi nawiązać z nim szczerej rozmowy. Ostatecznie chłopiec umawia się na terapię. Początkowo bardzo trudno jest mu zwerbalizować to co czuje. To proces, powolny i żmudny. Conrad musi zmierzyć się nie tylko z głębokim poczuciem winy, ale również z wrażeniem, że jego własna matka kocha go mniej niż jego brata.
Zasadnicza część filmu rozgrywa się w gabinecie psychoterapeutycznym. To tutaj przybiega chłopiec w momencie w którym dostaje informacje, że jego najlepsza przyjaciółka którą poznał w szpitalu psychiatrycznym popełniła samobójstwo. To tutaj uczy się krzyczeć, wyłamuje się ze schematu „spokojnego nastolatka” i pozwala sobie na smutek, na ból. Ostateczne daje sobie prawo do tego, aby żyć dalej, nawet jeśli jego brata już przy nim nie ma.
Film został bardzo dobrze przyjęty na arenie międzynarodowej. Otrzymał szereg prestiżowych nagród, w tym Złoty Glob za najlepszy film dramatyczny oraz Oscara za najlepszy film. Jego zasadniczą zaletą jest to, że każdy członek rodzinny Jarretów jest postacią wykreowaną w sposób wyjątkowo realistyczny. Chociaż główną oś filmu stanowi opowieść o kryzysie psychicznym Conrada, dostajemy również pogłębiony portret psychologiczny jego rodziców. Nie jest to opowieść dla każdego – akcja jest powolna, wręcz senna. Chociaż film jest stonowany i próżno szukać w nim przedramatyzowanych wybuchów emocji, wcale nie oznacza to, że jest mniej przejmujący. Przeciwnie, ten urywek z życia zwyczajnej rodziny, ze swoimi traumami i radościami, bardzo trudno wyrzucić z pamięci. Zwyczajni Ludzie to nie jest film naiwnie optymistyczny. Nie stara się powiedzieć, że pewne sprawy mogą tak po prostu zniknąć, jeśli tylko nauczymy się ładnie uśmiechać. Zarysowuje proces wychodzenia z depresji i poszukiwania samoakceptacji, który często wcale nie oznacza łatwego, szczęśliwego zakończenia.