autorMichał Stankiewicz
„Siła w ludziach”
Sezon 2 Odcinek 1
Spotkanie z Anią, dziennikarką telewizyjną oraz instagramerką. Ania często komentuje sytuację osób z niepełnosprawnościami oraz w kryzysie zdrowia psychicznego. Rozmawiamy między innymi o jej próbie odebrania sobie życia oraz długim dochodzeniu do zdrowia.

Witam wszystkich. Nazywam się Michał Stankiewicz. To jest już 2 sezon podcastu Przywróceni życiu. W tym sezonie rozmawiam z osobami, które przeżyły próbę samobójczą, ale również rozmawiam z osobami, które przeżyły kryzys zdrowia psychicznego na tle myśli rezygnacyjnych. Mam nadzieję, że ten podcast pomoże wielu osobom i uratuje komuś życie. Zapraszam.
M: Dzisiaj spotykamy się z Anią. Dziennikarką telewizyjną, komentatorką, instagramerką. Ania często komentuje sytuację osób z niepełnosprawnościami, ale także sytuację osób w kryzysie zdrowia psychicznego.
M: Cześć.
A: Cześć.
M: Co takiego wydarzyło się w Twoim życiu, że podjęłaś próbę samobójczą?
A: To jest ciekawa historia, myślę dla wielu osób, które się mogą znaleźć w takim punkcie. Ciekawe jest przede wszystkim to, że nigdy nie chorowałam na depresję i nie byłam w ogóle właśnie osobą o takim…. która by zapadała na złe nastroje. Byłam osobą, która innych podtrzymywała na duchu i zarażała pozytywną energią. To do mnie przechodzono po przeróżne rady życiowe. Właśnie ode mnie czerpano taką pozytywną energię. Na pewno można było o mnie powiedzieć, że byłam osobą pełną życia. No problem pojawił się w momencie, kiedy doszło do dosyć dużego przeciążenia stresowego. W pracy bardzo dużo zaczęło się zmieniać na niekorzyść. Ja wykonywałam pracę dosyć odpowiedzialną, gdzie musiałam wykazywać się właśnie dużą odpornością na stres. No i był to jeden z czynników, który na pewno też się przyczynił do tego, że ten system nerwowy się dosyć mocno podłamał. To był taki rok przełomowy w zasadzie dla tego sektora w tym sensie, że w tym w tym dziale, w którym ja pracowałam, było bardzo dużo zmian w krótkim czasie. I było to było to dla mnie też duże wyzwanie właśnie na poziomie takim interpersonalnymi, ponieważ zmienił się kierownik, zmienił się dyrektor. Musiałam po prostu na nowo, jakby pewne, pewne rzeczy sobie poukładać. Sprostałam temu wyzwaniu z punktu widzenia pracodawcy, ponieważ pracodawca był zadowolony z mojej pracy. Natomiast psychicznie jednak ja to odczułam, ponieważ jestem osobą, która przywiązuje się do ludzi, a w momencie, kiedy straciłam cały zespół, ponieważ zespół postanowił pójść inną drogą i zwolnić się z tej firmy, no był to dla mnie problem, więc jakby na nowo musiałam się odnaleźć w nowym zespole i to, no było, było to dosyć dużym wyzwaniem. Także wspominam ten czas jako, jako trudny, po prostu pod wieloma względami.
M: Nigdy nie miałaś takich wcześniej myśli samobójczych?
A: Absolutnie nie. Przepraszam, że wejdę w słowo. Nie, właśnie u mnie nigdy się nie pojawiły myśli samobójcze. Dlatego dla mnie, w ogóle temat śmierci jako taki nie powiedziałabym, że on był dla mnie jakiś fascynujący. Ja nie byłam osobą, która by się tym zajmowała.
M: I w pewnym momencie pojawiły się duże, duże, duże napięcia w pracy. Dużo sytuacji stresowych i no i właśnie.
A: Tak, ale to nie było tylko to. To byłoby trochę za mało, żeby aż tak myślę myśleć o tym, żeby odebrać sobie życie. No do tego doszły jeszcze problemy osobiste, czyli, czyli tak klasycznie. No to już ten wiek był. Miałam trzydzieści lat, gdzie byłam długo w związku, który miał swoje wzloty i upadki, ale no generalnie wydawało mi się, że jest to związek, który już przetrwa do końca życia, ale brakowało mi przede wszystkim tego, żebyśmy założyli rodzinę, żebyśmy stali się takim pełnoprawnym związkiem, małżeństwem. Już nawet nie chodziło mi o ślub kościelny, ale generalnie, żebyśmy jednak pomyśleli o dzieciach. Tym bardziej, że nasi znajomi i przyjaciele już te rodziny zakładali w tamtym czasie i było to dla mnie ważne i myślę, że też jako kobieta już w tamtym czasie po prostu miałam taką potrzebę, żeby również rodzinę założyć. Niestety, to nie zmierzało w tym kierunku i też powodowało coraz więcej takich frustracji i napięć. I ten związek też już jakby przestawał mnie satysfakcjonować i te rozmowy też były dla mnie niezwykle frustrujące, które nierzadko prowadziliśmy. No i niestety te wszystkie czynniki razem przełożyły się też na pogorszenie stanu zdrowia.
M: Czyli rozumiem, że te wszystkie trudności życiowe spowodowały załamanie nerwowe?
A: Tak. Ja wpadłam w bardzo mocną depresję. No wiadomo, że najpierw jest pewnie taka lżejsza i to potem się pogłębia. To powoduje, że w pewnym momencie rzeczywiście doszłam do przekonania, że już nic nie może się zmienić. Nikt mi już nie może pomóc. No, ale jak można pomóc komuś, kto żyje sam ze sobą? Tam po prostu nie konfrontuje, tak jak mówię swojego postrzegania rzeczywistości i swojego problemu z nikim innym poza sobą.
M: Jak długo to trwało?
A: Moja depresja zaczęła się jesienią, gdzieś tak powiedzmy w listopadzie, a w marcu targnęłam się na własne życie. Także to można powiedzieć, że to było pół roku takiego, właśnie pogłębiającego się stanu, gdzie rzeczywiście, no już ten luty, marzec to już było takie apogeum, gdzie faktycznie to odcięcie od świata już było takie, że nie odbierało się telefonów, nie odpisywało się na wiadomości. Generalnie ten kontakt z światem zewnętrznym poza rodziną taką najbliższą był bardzo znikomy.
M: Czy decyzja, żeby odebrać sobie życie, była taką decyzją, że już po prostu nie dam rady, nie mam sił. Myślałaś o tym, że to rozwiąże Twoje problemy? Jak do tego doszłaś, do do tej decyzji?
A: Chciałam powiedzieć Ci, że bardziej mówiłabym o impulsie pewnym. Temu może towarzyszyć dłuższy czas takich nasilonych myśli samobójczych. Ja akurat tego nie miałam, więc to też było dosyć zaskakujące, ponieważ otoczenie nie spodziewało się w ogóle takiego obrotu sprawy, dlatego, że ja nie komunikowałam takich zamiarów. Chociaż na dwa dni przed samą próba samobójczą, co też jest istotne mojemu, partnerowi życiowemu powiedziałam takie znamienne słowa: „gdyby coś mi się stało”.
M: Ale nie myślałaś, mówiąc te słowa, nie myślałaś o popełnieniu samobójstwa?
A: No niestety akurat wtedy, kiedy to mówiłam, to już z tyłu głowy gdzieś to było, że może do tego dojść, a to było dwa dni przed, więc to był naprawdę bardzo krótki okres czasu, więc mówię u mnie nie było czegoś takiego, że ja trzy miesiące siedziałam i się zastanawiałam, kiedy i jak to zrobię. Tylko po prostu to przyszło nagle. Ale to było już po prostu bardzo duże zmęczenie tym niespaniem. Zmęczenie stanem, który po prostu jest... Wiele osób tego nie rozumie, ale jest to stan nie do zniesienia.
Ta moja sytuacja, w której się znalazłam po próbie samobójczej, to, że poruszam się dzisiaj na wózku inwalidzkim, żeby to nie poszło na marne, znaczy, ja mam duże poczucie misji i zależy mi na tym po prostu, żeby jak najwięcej osób uwrażliwić na to, że można uratować wiele osób, ale trzeba być uważnym. Trzeba po prostu rozglądać się dookoła siebie. Te osoby, które znamy, które są nam bliskie, ale nawet czasem dalsze, bo to może być też osoba z pracy, to może być sąsiad no. Po prostu czasami jest tak, że nawet właśnie osoby obce łatwiej się otwierają właśnie przed kimś obcym niż przed kimś bliskim. Ponieważ wstydzą się tego swojego problemu. Więc czasami też warto reagować. Ja zauważyłam teraz taką tendencję, że ludzie w sieci piszą na temat właśnie swoich stanów. Potrafią właśnie napisać takie, takie wołające, krzyczące o pomoc posty, gdzie mówią, że właśnie już nie chce im się żyć i tak dalej. I zauważyłam, że dużo osób bardzo żywo na to reaguje. Od razu proponują albo żeby do nich zadzwonić, albo podają te numery właśnie, pod które można zadzwonić. Także widzę, że jednak ludzie są coraz bardziej świadomi i coraz bardziej wrażliwi na to.
M: Mówiłaś, że po wyjściu ze szpitala rok czasu mieszkałaś jeszcze w swoim starym mieszkaniu i unikałaś kontaktów z innymi ludźmi.
A: Powrót ze szpitala do domu był z jednej strony błogosławieństwem, ponieważ samopoczucie takiego przebywania ciągle w tym takim sanitarnym środowisku, no nie jest, to też nie działa dobrze na psychikę. Więc w tym sensie powrót do domu był fajny, ale on się nie przełożył na to, że mi się poprawił nastrój. Ja w tamtym czasie oczywiście brałam leki, zaczął przychodzić fizjoterapeuta, zaczęła przychodzić psycholożka, zaczął przychodził też lekarz. Przychodził psychiatra, więc jakby tę opiekę miałam zapewnioną od strony medycznej w domu. Ale no to dosyć dużo czasu zabrało, zanim ja zaczęłam podejmować jakieś takie próby kontaktu z otoczeniem. Był taki czas właśnie później, że ja już zaczęłam odpisywać na SMS-y, na jakieś maile. Czyli gdzieś tam ci przyjaciele, którzy próbowali się dobić. Nawet tak było, że przyjaciółki mnie odwiedziły raz, drugi, trzeci, mój były partner cały czas mnie odwiedzał też w szpitalu, bo on na początku był bardzo mocno zaangażowany w zasadzie w tę sprawę.
M: Co spowodowało, że doszłaś do tego momentu, w którym dzisiaj jesteś.
A: Na początku było to na pewno, była to zmiana mieszkania. Zmieniliśmy mieszkanie na mieszkanie z windą, czyli ta możliwość opuszczenia domu, więc ja zawsze mówię o tym, że to był taki moment przełomowy do tego, że ja zaczęłam więcej wychodzić. Ja wcześniej też wychodziłam już po wypadku na zewnątrz, ale nie było to tak możliwe, tak często, jak jest możliwe dzisiaj. No i oczywiście w moim przypadku dobrze ustawione leczenie farmakologiczne połączone z bardzo dobrą psychoterapią prowadzoną przez profesjonalistę, przez psychoterapeutę, który był psychiatrą doświadczonym i jeszcze do tego arteterapia, czyli malowanie. To malowanie okazało się bardzo takim też kluczowym elementem. Bardzo od tego czasu polecam to jako jako element terapii, żeby w wielu różnych schorzeniach właśnie psychicznych wprowadzać to, jeśli oczywiście osoba będzie chciała w to się włączyć, dlatego, że malowanie bardzo wycisza system nerwowy, a przede wszystkim poprzez kolory działa bardzo terapeutycznie. Muzyka właśnie też. W moim przypadku na przykład muzyka też miała duże znaczenie. Ja zawsze lubiłam muzykę i właśnie ten powrót do muzyki, do sztuki jako takiej, oglądania fotografii, sama też zaczęłam fotografować. Film także jak ten umysł zaczyna na nowo funkcjonować, to bardzo duże znaczenie mają też obrazy, czyli ta wizualna sfera, czyli oglądanie filmów, oglądanie zdjęć.
M: A powiedz mi, kiedy to się wydarzyło w ogóle, kiedy to było?
A: Osiem lat temu, w marcu.
M: I rok po po próbie zmieniłaś mieszkanie na windę i to był punkt taki przełomowy.
A: Na pewno to bardzo pomogło i też już były wtedy leki dobrze ustawione, więc później doszedł już jak tutaj mieszkałam właśnie terapeuta, doszedł właśnie ten arteterapeuta i to wtedy, to razem zaczęło łącznie z tym wychodzeniem z domu. I na początku właśnie te spacery, to zaczęło działać po prostu w bardzo pozytywny sposób.
M: Czyli, czy to zajęło ci parę lat, żeby dojść do takiego stanu, jaki masz dzisiaj właśnie?
A: Ta terapia taka najbardziej intensywna, ona tak trwała ze dwa lata, taka właśnie gdzie przez te dwa lata faktycznie ja bardzo dużo czasu poświęcam na malowanie, na te spotkania z terapeutą. Dużo właśnie też tworzyłam w tamtym czasie właśnie i tych obrazów i zdjęć. Więc to było takie oswajanie się z tą niepełnosprawnością, ale po tych dwóch latach po prostu już później zaczęłam właśnie dążyć też do kontaktu z ludźmi, czyli nawet poznawać ludzi, nowych ludzi, czyli nie tylko powrót do ludzi, których znałam, ale także nawiązywanie nowych kontaktów.
M: Wiesz, dla mnie jesteś taką osobą, która swoją postawą imponuje i myślę, że masz tego świadomość.
A: To znaczy, wiele osób mi mówi, że jestem niesamowitą inspiracją dla nich, to znaczy, że jak poznali moją historię, jak na mnie patrzą, bo to też trochę czasu zabrało, zanim ja się odważyłam zamieścić w Internecie zdjęcie bez nóg. Takie właśnie, gdzie faktycznie jestem, nieosłonięta i widać po prostu, że że te nogi są amputowane, ale to był też taki właśnie moment przełomowy, kiedy ja przestałam się wstydzić tej fizyczności. I faktycznie ten element inspirowania, no to wiele osób, które mają jakieś problemy, to często ja jestem pierwszą osobą, do której się zwracają właśnie o jakiś rodzaj wsparcia psychicznego.
M: Tak jak mówisz, że jesteś inspiracją dla wielu osób.
A: No ludzie mi to mówią. To nie jest moja teoria czy moja teza. Tylko ja to słyszę od innych.
M: To, czy mogłabyś w takim razie podzielić się receptą albo po prostu powiedzieć, skąd w takim razie czerpiesz siłę?
A: Ja myślę, że ja siłę głównie czerpię sama od gdzieś, tam z wnętrza, ale nie ukrywam, że dużo dobrej energii też dostaję od ludzi. Czyli jednak bycie otoczoną osobami, które są mi życzliwe, które kierują do mnie pozytywne komunikaty, które mnie wspierają właśnie tym, że mówią, że ta moja obecność w tym życiu publicznym, czy w social mediach jest dla nich ważna. Więc myślę, że ta siła bierze się od innych też, czyli u mnie siła bierze się w zasadzie od zaangażowania się na rzecz innych. To mi daje właśnie siłę. To mnie napędza do działania, właśnie to, że ja jestem komuś potrzebna, czyli u mnie jakby dominuje ten element nie życia dla samej siebie, tylko dla innych.
M: To jest niesamowite jak rozmowa potrafi uratować komuś życie, jak rozmowa, no ma taką ogromną moc, prawda?
A: Tak jak mówię, depresję jest ciszą, więc dotarcie z rozmową do osoby, która żyje w ciszy, jest jednym z kluczowych elementów w pomaganiu.
M: Na koniec, co byś właśnie poradziła osobom, które widzą, że że ich najbliżsi nie radzą sobie?
A: Przede wszystkim, po pierwsze nie bagatelizować, czyli też nie mówić. To jest klasyczne co się mówi, czyli nie mówić, że to jakoś minie jakoś to będzie. Nie, to w ogóle tak nie jest, ponieważ to niestety nie minie i jakoś nie będzie. Tylko po prostu bez tego wsparcia fachowego nie minie. W związku z czym, jeśli ktoś obserwuje u swoich bliskich takie objawy, no jednak powinien zadbać o to, żeby taką osobę doprowadzić do tego punktu pomocy, czyli do psychiatry.
M: Dziękuję Ci za rozmowę. Była bardzo inspirująca.
A: Również dziękuję za zaproszenie, bardzo się cieszę. Dziękuję.
M: To była kolejna rozmowa. Pozostałe podcasty, pozostałe rozmowy znajdziecie na stronie Życie warte jest rozmowy, na którą serdecznie was zapraszam.