Chcę komuś pomóc
Potrzebuję pomocy
Strefa wiedzy
autorMaciej Kaleciński
Sala samobójców – recenzja
Sala samobójców, reż. Jan Komasa, Polska 2011
Czego uczy nas Sala samobójców Jana Komasy?
W lutym Sala samobójców Jana Komasy obchodziła dziesiątą rocznicę swojej premiery. Dziesięć lat zarówno w Polsce, jak i na całym świecie, przyniosło bardzo dużo zmian na niemal każdej płaszczyźnie rzeczywistości. Komasa z debiutującego na dużym ekranie reżysera stał się jednym z najbardziej cenionych polskich twórców filmowych, na dodatek z nominacją oscarową. Rok temu powstała nawet druga część Sali samobójców. I tu chyba dotykamy najbardziej znamiennej kwestii – tak jak napisałem we wstępie, przez przeszło dekadę, zarówno w przemyśle filmowym, ale i całej przestrzeni artystycznej, społecznej, czy politycznej wydarzyło się bardzo dużo, pojawiły się nowe twarze, stare zniknęły w czeluściach mniej lub bardziej zasłużonej emerytury, a jednak jedna rzecz wciąż pozostała ta sama. Komasa w 2011 roku opowiedział nam swoją debiutancką pełnometrażową historię: losy nastoletniego Dominika, chłopca, który w naszych oczach powinien być szczęśliwy, ponieważ miał wszystko, czego człowiek (przynajmniej w świadomości społecznej) potrzebuje do szczęścia – bardzo dobrą sytuację materialną, kochających rodziców, dobre oceny w szkole, wciąż rozwijane własne talenty i zainteresowania. Sala samobójców jest więc filmem o okolicznościach i genealogii rodzącej się myśli samobójczej. Myśli samobójczej, która rodzi się w specyficznym zderzeniu dwóch światów: stojących obok siebie, ale będących wobec siebie w opozycji. To właśnie ich trwała, niezmieniająca się zależność ostatecznie powoduje rozłam w bohaterze. Są to jednak niejednolite światy, a ich relacja, pomimo pozorów bardzo klarownej i jednoznacznej, nie jest w pełni przejrzysta. Dokładne wytłumaczenie oraz zbudowanie konkretnej ścieżki interpretacyjnej relacji tych dwóch filmowych rzeczywistości jest kluczowe, by zrozumieć dramat filmu, rozgrywający się wewnątrz, ale, co równie istotne, na zewnątrz bohaterów.
Dominik
Głównym bohaterem filmu jest chodzący do klasy maturalnej Dominik Santorski. Jego postać jest zbudowana na trzech głównych płaszczyznach: szkolnej, rodzinnej i intymnej. Każda z płaszczyzn odpowiada rolom społecznym pełnionym przez Dominika. Jego ekspresja jest bardzo mocno związana z tymi trzema płaszczyznami, przez co interpretacja postaci Dominika skłania nas do postawienia konkretnych granic w postrzeganiu go w zależności od rzeczywistości, grupy, miejsca, w którym się znajduje. Innymi słowy, Dominik nie jest postacią jednorodną, czy prostolinijną – w zależności od środowiska buduje swoją osobowość w inny sposób. Z jednej strony potrafi bezpośrednio manifestować swoje zmęczenie kręgiem rodziny oraz szkoły, z drugiej zaś potrafi maskować się niczym kameleon, przybierać kolory otoczenia tak by móc swobodnie w nim egzystować. Jest to złożona osobowość, której prawdziwa twarz jest niełatwa do odczytania: zbudowana z zespołu konkretnych cech, takich jak introwertyczność, wycofanie, skrytość i pewnego rodzaju mroczność, która zresztą jest w zdecydowany sposób podkreślana przez twórcę. Jest to zabieg celowy, który ma przejaskrawić pewien zestaw cech społecznie interpretowanych jako inne. To właśnie jest esencją postaci Dominika. Inność, która nie powinna odstraszać, a motywować do podjęcia próby zrozumienia i asymilacji z drugim człowiekiem.
I tak też momentami w filmie jest, aczkolwiek Komasa stara się ukazać tę sytuację próby dotarcia do Dominika poprzez metaforę ściany, pod którą uginają się kolejne, podchodzące do niej, osoby. Dlaczego wszyscy odwracają się, nie podejmując prawdziwej próby przeskoczenia jej? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale na pewno należy rozważyć odpowiedź w kategoriach ucieczki od odpowiedzialności i zbyt małej empatii. Spójrzmy na to w ten sposób: Dominik w każdym ze swoich światów jest wycofanym, cichym, dbającym o detale młodym człowiekiem, który ubiera się w ciemny, mroczny (podkreślam znaczenie tych słów w kontekście rozumienia społecznego) sposób. Ten akcentowany od samego początku przez reżysera zestaw cech ma uzmysłowić nam znaczenie społecznej interpretacji takich osób. Słowem: postać Dominika jest społecznie nierozumiana, a co za tym idzie w niektórych aspektach może wydawać się bardzo nieakceptowana, szczególnie przez rówieśników. Duża część bohaterów, szczególnie tych postawionych w społecznie wyższej hierarchii, chce Dominika (niemal gombrowiczowsko) “upupić”: przede wszystkim rodzice i nauczyciele. Robią to nie ze względu na jego tożsamość, ale na brak możliwości zrozumienia jej. To, co kieruje nimi to chęć pomocy mu w taki sposób, który sami uważają za jedyną możliwość. Jest całkiem logicznym zjawiskiem, że nie spotyka się to z pozytywnym odbiorem ze strony Dominika, ponieważ istnieje pomiędzy tymi dwoma światami zbyt mocno zarysowana bariera, właśnie w postaci ściany, która – jak się okazuje – ma wymiar obosieczny. Mogłaby ona zostać zniszczona chociażby przez większe współczucie, empatię, próbę emocjonalnego zaangażowania i czysto ludzkiej próby zrozumienia. To właśnie te cechy pozwolą Dominikowi zaufać Sylwii, której postać zbuduje w nim nieistniejące dotąd poczucie bezpieczeństwa oraz strefę komfortu. Cechy te stoją u podstaw skutecznej pomocy doraźnej wobec osoby, która czuje się wyobcowana, czy też istnieje wobec niej podejrzenie znalezienia się w stanie presuicydalnym. To, co pokazuje Komasa to studium nad niewystarczającym wsparciem. Dominik znajduje je dopiero w świecie internetu, przestrzeni jedynie doraźnego wsparcia, nie skutecznej pomocy. Jest to pozorna strefa komfortu, w której, w perspektywie długofalowej, Dominik nie otrzymuje faktycznego wsparcia, przez co ostatecznie podnosi na siebie rękę. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym konflikcie tożsamości, inności i samotności, Dominik jest otoczony opieką ze strony świata rzeczywistego. Jest to opieka specyficzna, na pewno nieskuteczna i nieadekwatna, ale kształtująca fundamenty, czegoś co mogłoby mu pomóc i uratować go. On sam jednak nie jest w stanie dostrzec, albo odczuć tych gestów. Dominik jest więc postacią tragiczną o tyle, o ile wcale nie wisi nad nim fatum – raczej brak odpowiedniego sposobu dotarcia i udzielenia pomocy. Raz jeszcze gombrowiczowsko – jest wsparcie, ale brak mu odpowiedniej formy.
Sylwia
Sylwia jest w Sali samobójców kluczową postacią nie tylko ze względu na kwestię relacji z Dominikiem, o której już wspomniałem, ale głównie ze względu na zainicjowanie i rozwinięcie kluczowego wątku filmu, czyli tytułowej wirtualnej rzeczywistości. To ona jest przewodnikiem Dominika po tej przestrzeni i to ona staje się w pewien sposób jego prawdziwym przyjacielem. Jest to bardzo czuła i bliska relacja, która w pewnym momencie przeradza się w obosieczną zależność. W jaki sposób ją określić? To interaktywna relacja bezpieczeństwa i komfortu, alternatywna wobec faktycznej rzeczywistości. Występuje w niej obca dla bohaterów w świecie rzeczywistym przejrzystość: oboje mogą liczyć na taką emocjonalność, wsparcie oraz pozorną realizację oczekiwanej bliskości, jakiej naprawdę oczekują i potrzebują. I tu pojawia się paradoks. Relacja Sylwii i Dominika stanowi doskonały przykład tego, gdzie znajduje się granica rzeczywistości i internetu. Pewna emocjonalność, która zostaje przez nich odnaleziona właśnie w alternatywnej rzeczywistości istnieje tylko w tej internetowej przestrzeni. Próby jej poszukiwania w świecie rzeczywistym nie są możliwe o tyle, że z każdym kolejnym dniem przestają należeć do tego świata, odsuwając się od niego coraz dalej i dalej. Nie zmienia to jednak faktu, że emocje, które rodzą się pomiędzy nimi wydają się oddziaływać na tyle mocno, by ich bliskość została przeniesiona na wymiar rzeczywisty – co zresztą ostatecznie im się nie udaje. Wirtualna rzeczywistość nie potrafi zagwarantować im tego, co zaczyna ich dotykać w świecie prawdziwym. Tak jak Sylwia działa na Dominika, gwarantując mu w Sali samobójców to, na co, jak mu się wydaje, nie może liczyć w rzeczywistości, tak samo Dominik działa na nią – rozszerzając jej perspektywę. Ostatnia scena, w której dziewczyna wybiega na skwer przy blokowisku, jest pewnego rodzaju symbolem wyjścia, ucieczki z strefy wirtualnej rzeczywistości do życia prawdziwego – świadomość wyjścia poza fikcję i zrozumienia, że choć alternatywna rzeczywistość może doraźne podać pomocną dłoń, tak długofalowo nie jest w stanie tego zagwarantować, ponieważ jest to świat, do którego nie należymy.
Rodzice
Poza rzeczywistością Sali samobójców znajduje się prawdziwy świat, który również nie jest substancją jednorodną. Dzieje się tak chociażby poprzez uczucie niezrozumienia, którego symbolami są Dominik oraz Sylwia. Świat rzeczywisty jest więc przedstawiany jako świat ludzi spoza Sali samobójców, czyli przykładowo rodziców Dominika, czy nauczycieli i jego rówieśników. Skupiając się jednak na ich roli – są to ludzie, którzy tworzą normalną rodzinę z wyższej klasy średniej. Gwarantują swojemu dziecku wszystkie przymioty życia materialnego, na czele z możliwościami dobrego wykształcenia i realizowania pasji. Ich świat, pełen obowiązków, zwrócony głównie w kierunku kariery, skorumpowany w kapitalistycznym dążeniu do osiągnięcia “sukcesu” powoduje, że naturalnie nie potrafią poczuć prawdziwych potrzeb własnego dziecka – potrzeb emocjonalnych, których każdy człowiek jako istota wrażliwa wymaga. Nie są oni jednak rodzicami złymi – troszczą się o swoje dziecko w taki sposób, w jaki potrafią – robią to tak, jak zostali do tego wychowani i ukształtowani. Ich mentalność “ludzi spoza wirtualności” stoi w opozycji wobec mentalności Dominika, dlatego że dzieli ich swoista różnica pokoleń, przejawiająca się choćby podejściem do problemów, czy barierami względem inności, o której wspomniałem na samym początku. W rodzicach Dominika widać na pewno siłę, którą wkładają w próby pomocy swojemu synowi. Jednak ich starania kończą się zagubieniem i bezsilnością wobec rzeczywistości, która jest im obca, ponieważ sami do niej nie należą. Postawa rodziców Dominika skłania jednak do myśli, że należy być czujnym na formy oraz przejawy pomocy, które oferuje otoczenie, ponieważ czasem nie jest łatwo ich dostrzec, a w niektórych sytuacjach pomoc leży de facto u progu, albo puka do drzwi.
Podsumowanie
Sala samobójców jest filmem, który opowiada historię skomplikowanej relacji dwojga ludzi, którzy z uwagi na swoją inność uciekają w alternatywną rzeczywistość internetu. W tej specyficznej, odrealnionej formie widzimy bohaterów, z którymi niełatwo jest się zidentyfikować. Nie zmienia to jednak istoty filmu, który jest pewnego rodzaju studium na temat emocji, jakie nie zawsze łatwo zrozumieć. Jest to również film o żołnierzach świata rzeczywistego – ludziach nie tyle odrzucających Salę samobójców, co nie rozumiejących jej.
W tym miejscu parę słów na temat finału filmu. Jan Komasa w bardzo odważny sposób zdecydował się ukazać dramat śmierci samobójczej. Jest to scena niesamowicie emocjonalna, wręcz momentami może wydawać się teatralna, ale w istocie jest po prostu naturalistyczna. Ma to jeden cel – deromantyzację samobójstwa. To, co widzimy to cierpienie, wołanie o pomoc i chęć życia. Krzyk rozpaczy, który rozlega się w całym pomieszczeniu to tęsknota za mamą – jedno z najbardziej podstawowych odruchów ludzkich. Dominik na brudnej podłodze klubu nocnego, umierając w otoczeniu ludzi (którzy wyśmiewają go, myśląc że jest po prostu pijany) tęskni za mamą, jest “nagi” – w ten sposób ukazuje się to, czego najbardziej potrzebował. Śmierć nie jest piękna, nie sprawia przyjemności – to bolesne doświadczenie krańcowości życia. To sytuacja, z której wielu ludzi stara się uciec, w momencie którym orientują się z czym się to wiąże. Kunszt Komasy objawia się w tym, że twórca nie ucieka od prawdy, jest bezpośredni i brutalny w obrazowaniu istoty samobójstwa. Należy pamiętać o tym, że samobójstwo nie jest niczym pięknym, że to bolesny dramat, nie tylko psychiczny, ale przede wszystkim fizyczny dla osoby, która podnosi na siebie rękę.
Jest więc to historia tragiczna, której dramat odbywa się w relacji obydwu środowisk. Pełno jest tam jednak próby, współczucia i dążenia do pomocy. Co może być antidotum wobec tego tragizmu? Większa empatia, próba wejścia w czyjąś wrażliwość, podjęcie dialogu, nie jako kurtuazyjnej formy społecznej, ale jako próby poczucia drugiego człowieka. Nie bez znaczenia jest jednak umiejętność dostrzeżenia pomocnej dłoni, albo chociaż chęci wyciągnięcia jej. Za nierozumiejącym problem, a próbującym pomóc stoi na pewno chęć, a to już bardzo bliski stan do tego, by otrzymać coś, czego pożąda się od drugiego człowieka. W historii Komasy wyobcowanie występują systemowo, jako problem, który dotyka ludzkość, co nie przeszkadza, by zaobserwować, że ludzie są jednak ludźmi – skłonnymi do wsparcia i pomocy. Nie rozumiejąc problemu – nie potrafią pomóc. I w tym leży esencja tragedii Sali samobójców.