Wspieraj nas!

autorMichał Stankiewicz

„Nie ma sytuacji bez wyjścia”

Sezon 2 Odcinek 5

Spotkanie z Kubą, który wielokrotnie próbował odebrać sobie życie. Rozmawiamy o tym jak zmagał się z kryzysami, a także jak po jednej z terapii jego stan zdecydowanie się poprawił i dzisiaj jest gotowy o tym opowiedzieć.

0:00
Słuchaj

Witam wszystkich. Nazywam się Michał Stankiewicz. To jest już drugi odcinek podcastu Przywróceni życiu w tym sezonie. Rozmawiam z osobami, które przeżyły próbę samobójczą, ale również rozmawiam z osobami, które przeżyły kryzys zdrowia psychicznego na tle myśli rezygnacyjnych. Mam nadzieję, że ten podcast pomoże wielu osobom i uratuje komuś życie. Zapraszam.

M: Cześć, Kuba.

K: Cześć.

M: Dzisiaj rozmawiam z Kubą.

K: Cześć wszystkim to ja Kuba jestem.

M: Jakbyś powiedział coś o sobie. Kim jesteś, czym się zajmujesz?

K: Jestem obecnie integratorem systemu wirtualnej rzeczywistości, zajmuję się głównie integracją takich systemów, czyli podłączaniem kabelków, konfigurowaniem adresów IP, żeby wszystko ze sobą chodziło, plus jeszcze dostosowuję content dla potencjalnych klientów, ewentualnie klientów, z którymi już współpracujemy, żeby to wszystko działało jak należy. A poza tym gram, śpiewam. Znaczy śpiewam trochę mniej. Głównie to gram na syntezatorach. I tyle zwykły człowiek, jak każdy inny.

M: Próbowałeś odebrać sobie życie.

K: Tak, parę razy próbowałem odebrać sobie życie. Z dzisiejszego punktu widzenia nie wiem zupełnie dlaczego, bo nie ma sytuacji bez wyjścia.

M: Kiedy była Twoja pierwsza próba?

K: Moja pierwsza próba była jak miałem lat osiemnaście. Nie, przepraszam, dwadzieścia i w pijanym widzie, ale w równie pijanym widzie moja mama mnie powstrzymała. Były łzy, były pretensje. Dlaczego? Ale nie doszło to do skutku na szczęście.

M: Powiedziałeś, że miałeś kilka?

K: Tak, miałem kilka.

M: I kiedy była ostatnio?

K: Ostatnia była najgorsza i to było 2015 rok, październik. 10 października 2015.

M: Co się stało?

K: Pokłóciłem się z moim chłopakiem. Znaczy to z mojej winy, głównie z mojej winy, tak naprawdę.

M: A to była główna przyczyna? Ale zapewne też nie jedyna, bo mówi się o tym, że nigdy się nie próbuje popełnić samobójstwa przez jeden powód. Czy masz inaczej, miałaś inaczej?

K: Znaczy to było nawarstwione już przez sprawy, które się zebrały przez wiele, wiele lat i to był tylko zapalnik tak naprawdę. Nauczyłem się doceniać to, co mam. Wtedy, znaczy nie wtedy, tylko teraz, po latach. Jak już jestem w terapii, po prostu wiem, że to mnie ukształtowało. Wtedy na tamtą chwilę było dramatycznie. To był po prostu impuls. To był impuls. Też nie do końca chciałem odchodzić z tego świata, tylko to było bardziej na zasadzie, że zobaczcie, jest mi źle, coś jest nie tak. Teraz z perspektywy czasu tak to widzę. Ale wtedy to nie była żadna decyzja, tylko to był impuls.

M: Czyli to nie było tak, że długo chodziłeś z tą decyzją.

K: Nie. Wręcz okres poprzedzający tę decyzję, to był okres usłany różami. Można by powiedzieć… wszystko było idealnie, wszystko było fantastycznie. Czułem się w ogóle, jakbym się wzniósł na wyżyny dobrego samopoczucia. Ale, no właśnie ten jeden zapalnik po prostu to pokazuje, że byłem wtedy bardzo niestabilny emocjonalnie, że potrafiły być wahania nastroju takie, że od totalnego dna do totalnego hajpu.

M: Czy jakoś sygnalizowałeś? Znaczy podejrzewam, że nie sygnalizowałeś, no bo to był impuls, nie?

K: Nie sygnalizowałem, ale raczej to była po prostu chęć zwrócenia, tak jak z perspektywy czasu patrzę, chęć zwrócenia uwagi otoczenia na to, że jednak nie jest wszystko do końca w porządku ze mną.

M: Czyli próba poradzenia sobie z tym w ten sposób właśnie.

K: Odreagowania bardziej, odreagowania.

M: Jak się wraca po próbie do życia, jak to wyglądało u Ciebie?

K: U mnie to wyglądało tak, że moja siostra mnie odebrała z OIOMu bez butów. Oczywiście nie zabrali mi butów, więc na bosaka w październikowej aurze przeszedłem sobie do samochodu, no i moja siostra mnie odwiozła do tego domu, w którym to się wszystko stało, pytając się, czy będzie, czy na pewno może mi zaufać i tak dalej. No ale wtedy już wiedziałem, co zrobiłem i mówię tak, spoko nic się nie stanie, nic nie odpierdziele, będzie wszystko w porządku. No i było w porządku. Z tym, że jak ona pojechała sobie, ja się też zebrałem. Pojechałem do Warszawy, do ludzi, żeby być z ludźmi, ze znajomymi, a nie siedzieć samemu, zmienić otoczenie. No i zmieniłem otoczenie.

M: Co wydarzyło się dalej?

K: Paradoksalnie popsuło mi się życie po raz kolejny, po tej po tej akcji, w sensie spadłem na samo dno. W ogóle miałem taką sytuację już, że nie miałem w ogóle pieniędzy. Zero po prostu ani na jedzenie, ani na paliwo, ani na papierosy, na nic. Nie wiem, jeden grosz na koncie, w przybliżeniu.

I zacząłem mówić, kurwa, świecie, nienawidzę cię, wypierdalaj w ogóle. Boże, co ty mi robisz i tak dalej. I to był czas, kiedy przychodziły zwroty ze skarbówki. i tego dnia właśnie, gdy to powiedziałem, zalogowałem się jeszcze raz na konto i przyszło mi 500 zł ze skarbówki. Czyli mogłem być uratowany, czyli sobie pomyślałem, że no dobra spoko, no coś drgnęło. No i potem stwierdziłem, że nie chcę tak żyć. Wcześniej zarabiałem też duże pieniądze, na scenie pracując. W sensie jako technik i to wszystko straciłem. Ale po tej akcji właśnie, gdzie nie miałem żadnych pieniędzy, stwierdziłem, że biorę się do pracy. Biorę się do pracy, robię cokolwiek, gówno pracę jakąkolwiek, żeby mieć na bułkę kajzerkę. Zatrudniłem się jako kierowca Ubera w jakiejś tam firmie. Zacząłem jeździć, zacząłem zarabiać pieniądze. Zacząłem jeździć więcej niż inni. Zacząłem poznawać ludzi i w pewnym momencie poznałem kogoś, od słowa do słowa: że potrzebuje technika do pracy i tak w uproszczeniu już mówię, już nie będę wchodził w szczegóły. No i poszedłem do tej pracy. Poszedłem do tej pracy. Zacząłem nie tyle pracować, tylko zapierdalać i to tak konkretnie w opór. To tak jak Ci mówiłem właśnie, że mimo tego, że zarabiałem bardzo duże pieniądze, stawka godzinowa wychodziła mi 10 - 50. Wypłata, powiedzmy piętnaście koła, no i to w ogóle nie było życia, w ogóle nie było życia, non stop praca, non stop projekty, praca, praca, wyjazdy, wyjazdy, wyjazdy. W domu bywałem tylko gościem. No i pracując w ten sposób półtora roku, dostałem ostrej nerwicy lękowej takiej, że po prostu hardcore. No myślałem, że mi się życie zawaliło. Już nie mogłem pracować, potrafiłem się popłakać jadąc samochodem po prostu, cały trzęsąc i napisałem do mojej siostry, która była ze mną w każdej mojej kryzysowej sytuacji już w dorosłym życiu, bezinteresownie w ogóle, za co jej jestem bardzo wdzięczny, no bo uratowała mnie tak naprawdę. I napisałem jej, co mi jest, jak się czuję i że boję się po prostu iść do lekarza takiego zwykłego. Ona mi wtedy dała namiar na taką terapeutkę, do której poszedłem. Miałem tylko jedną szansę, żeby tam pójść, jakbym nie poszedł, to drugi raz by mnie nie przyjęła. I stwierdziłem, że no, skoro moja siostra mi tak mówi, żebym poszedł, no to idę. Poszedłem. To było w 2019 roku w grudniu. No i od tamtej pory całe moje życie się wywróciło o 180 °. W sensie takim światopoglądowym i generalnie bycia samego w sobie. Bo dawniej byłem tak, że muszę, coś mi ktoś każe, nie mogę, albo nie wiem, nie umiem, nie zrobię. W tym momencie po dwuletniej terapii nie muszę, tylko chcę. Ja mogę, ja umiem, ja zrobię. To jest mniej więcej taka zmiana, co biorąc pod uwagę fakt, jak było jeszcze dwa lata wcześniej, jest naprawdę rewolucją i to niemałą. I tak naprawdę ta kobieta, do której poszedłem, skonfrontowała mnie z prawdą, której ja nie dostrzegałem, którą za wszelką cenę chciałem ukryć. I to był przełom, po prostu przełom przełomów. Życie w tak zwanej prawdzie.

M: Jak tak Ciebie słucham i po prostu widzę, z jaką pasją opowiadasz o swojej przemianie, o swojej drodze do czego do doszedłeś.

K: Znaczy, ja bym chciał to przede wszystkim zaznaczyć, że ja opowiadam o tym, czego doświadczyłem. Ja broń Boże, nie chcę nikogo nauczać, ponieważ nie czuję się kompetentny w tym. Ja jestem tak naprawdę, przez trzydzieści trzy lata swojego życia żyłem w ciężkiej depresji i dopiero zaczynam się uczyć tego, jak funkcjonować normalnie. Dopiero zaczynam się stabilizować właśnie między tymi skrajnościami, które miałem i broń Boże, nie naprawdę, nie czuję się kompetentny, żeby komukolwiek cokolwiek doradzać. Jedyne co ja mogę i co ja tutaj robię, to jest opowiadanie: można inaczej. To jest mega praca nad sobą. To nie jest tak, że to się dzieje samo jak pstryknięcie palca. To jest po prostu ciągła praca, ciągłe mielenie. Ja tylko mogę opowiedzieć o swoich doświadczeniach, a co ktoś z tym zrobi, jak to ktoś zinterpretuje, to już od tego kogoś tak naprawdę zależy.

M: Czy masz wokół siebie ludzi, z którymi prostu otwarcie o tym, wiesz, rozmawiasz?

K: Tak, tak. W zasadzie wszyscy praktycznie, których poznaje, którzy są ciekawi tego, bo sam nie, nie wychodzę, ale jeżeli ktoś się dopytuje, to nie mam problemu z tym, żeby cokolwiek mu powiedzieć, dlatego, że to jest moja historia. To nie jest nic złego. Tak, to jest po prostu ciąg zdarzeń, przyczyn i skutków tego, co było w moim życiu. Nie wstydzę się tego absolutnie.

M: Co byś mógł powiedzieć osobom, które myślą o tym, żeby popełnić samobójstwo?

K: Powiedziałbym, zobacz, czy to nie przyniesie więcej strat niż pożytku. Bo tak jak już mówiłem, wnosimy do świata wartość. Jedyne co wniesiesz, zabijając się, to smutek i cierpienie. Czy tego chcesz? Czy chcesz zakończyć swoje życie z czymś takim, krzywdząc masę osób dookoła?

M: Bardzo, bardzo mnie uruchamiające słowa, że czy ja chcę po sobie zostawić ból i cierpienie?

K: Dokładnie tak. Wnieść coś do świata. A czy chcesz wnieść, żeby komuś było źle, żeby twoim bliskim było źle, bo stracili Ciebie?

M: Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w tej rozmowie?

K: Chciałbym pokazać ludziom, bo wiem, że takich rzeczy słuchają ludzie, którzy są w kropce. Chciałbym, żeby, znaczy chciałbym, jeżeli to, co mówię komuś pomoże w jakiś sposób. Pokaże, że może faktycznie moja sytuacja nie jest aż taka beznadziejna, to już będzie na plus dla mnie i to bardzo duży dla świata. To jest właśnie to, o czym mówię. Bezinteresownie chcę wnieść coś do świata, podzielić się moimi doświadczeniami, nie użalając się nad sobą, tylko dzieląc się jako bohater, a nie ofiara. Może komuś da to do myślenia. Pokaże, że są inne drogi, są inne rozwiązania. Niekoniecznie trzeba targać się na swoje życie, bo życie, jakie dostaliśmy, jest najpiękniejszym darem, że można dużo w życiu zrobić dobrego. Można dużo zrobić w życiu dobrego dla siebie, jednocześnie czyniąc dobro dla innych. Bo jak robisz dobrze dla siebie przede wszystkim, to dookoła też jest dobrze.

M: Kuba, bardzo dziękuję Ci za rozmowę.

K: Dzięki. Mam nadzieję, że komuś to otworzy oczy i stwierdzi, że jednak warto było się nie zabijać albo ucieszy się, że przeżył i jest.

M: Tego sobie i innym życzmy.

K: Dokładnie tak.

Opuść stronę

Miejsce, gdzie bezpłatną pomoc uzyskają zarówno osoby w kryzysie samobójczym, jak i szukające wsparcia dla kogoś, kto przeżywa trudności psychiczne czy żałobę po samobójczej śmierci bliskiego.


Pamiętaj, że sięgnięcie po pomoc jest pierwszym krokiem do pokonania kryzysu.